Self-publishing, z ang. samo-wydanie, jest dokładnie tym: samodzielnym wydaniem własnej książki. Jednak co to oznacza w praktyce i jakie niebezpieczeństwa czyhają na nas po drodze?
W swym założeniu – i najczystszej formie – do self-publishingu dochodzi wtedy, gdy spełnione są dwa podstawowe warunki:
a) autor lub jego wydawnictwo1 występuje o numery ISBN, które nadaje swoim książkom;
i b) ma pełną kontrolę i decyzyjność nad całością procesu wydawniczego, dystrybucyjnego oraz sprzedażowego swoich publikacji.
Jeśli właścicielem ISBN przypisanego do danej publikacji lub osobą decyzyjną w którymkolwiek z aspektów powstania książki jest osoba inna niż autor, nie mówimy już o zjawisku prawdziwego self-publishingu. Może to nie być oczywiste, ponieważ obecnie jako „samodzielne wydanie książki” czy „self-publishing” promowane jest korzystanie z platform, które:
- zapewniają jedynie numer ISBN oraz druk książki;
- działają w oparciu o opcję druku na żądanie2 (z ang. print on demand, POD);
- są wydawnictwami parasolowymi, dając autorom ramy prawne i księgowe do wydania i rozliczania swoich książek w zamian za % od ich sprzedaży, bez aktywnego zaangażowania w promocję i dystrybucję danego tytułu.
W zależności od platformy, skorzystanie z jej usług może być bardziej lub zdecydowanie mniej opłacalne. Niestety na rynku pojawia się coraz więcej firm z każdej z powyższych trzech kategorii, które żerują na niewiedzy i braku doświadczenia autorów, narzucając ogromne marże i ładując ludzi w niepotrzebne koszty. Najgorsze jest to, że najczęściej wypuszczają one nieprofesjonalnie przygotowane, niskiej jakości publikacje, których autorzy nie mogą liczyć na godziwy zarobek.
Oczywiście, jako autorzy-wydawcy nigdy tak naprawdę nie robimy wszystkiego sami, szczególnie jeśli chodzi o druk książki. Regularnie korzystamy – a przynajmniej warto to robić – z usług innych profesjonalistów: grafików, korektorów, redaktorów, specjalistów od łamania książek, drukarzy, twórców stron internetowych. Równocześnie jednak, jako self-publisherzy mamy ostateczny głos na każdym etapie procesu powstawania naszej książki, a także dowolność w poszukiwaniach najlepszej jakości i najkorzystniejszych cenowo dostawców. Mamy również kontrolę nad ceną publikacji i naszym zarobkiem.
Zawsze pozostajemy z pełnią praw autorskich, co pozwala nam na kompleksowe zarządzanie naszymi publikacjami: wprowadzanie zmian i poprawek, robienie dodruków, przeniesienie treści na inne nośniki (ebook, audiobook, film), sprzedaż praw autorskich za granicę czy wycofanie publikacji, o ile zajdzie taka potrzeba. Niektóre z działających w Polsce platform i niezależnych wydawnictw pozwalają nam na to samo, inne narzucają nam w tym zakresie ograniczenia.
Moim celem nie jest to, by zniechęcić Cię do korzystania z usług firm, które mogą zdjąć z Ciebie odpowiedzialność za niektóre elementy procesu wydawniczego, ani to, by bronić „prawdziwego” self-publishingu. Po prostu, jeśli chcesz skorzystać z dobrodziejstw samo-wydawania, ważne jest, żeby zdawać sobie sprawę z tego, pod jaką postacią mogą czekać na Ciebie pułapki.
Aby zaistnieć i utrzymać się na rynku wydawniczym, musisz nauczyć się o nim jak najwięcej i zacząć myśleć w sposób biznesowy. Niezależnie od tego, czy skorzystasz z pomocy działającego już wydawnictwa, czy założysz swoje, podstawą Twojego sukcesu będzie zapoznanie się ze wszystkimi aspektami procesu powstawania i drukowania książki. Nawet jeśli sam nie będziesz wykonywać wszystkich czynności z nim związanych, Twoim zadaniem jest dopilnować ich najlepszego i najbardziej opłacalnego wykonania.
Przede wszystkim, zawsze bardzo dokładnie (i ze zrozumieniem!) czytaj wszelkie umowy i najlepiej konsultuj je z prawnikiem. Poszukaj też recenzji i opinii na temat danej platformy/wydawnictwa i porównuj wyceny w kilku różnych miejscach. Warto skontaktować się z innymi autorami, którzy skorzystali z usług danego wydawnictwa, by posłuchać o ich doświadczeniach. Pomoże Ci to zaoszczędzić bardzo dużo czasu, pieniędzy i nerwów.
Najbardziej niebezpiecznym typem firm-wydawnictw z punktu widzenia niedoświadczonego autora są te, które z jednej strony wymagają opłacenia całego procesu przygotowania i wydania książki, a z drugiej obiecują szeroką i sprawną promocję. Zazwyczaj oznacza to, że model biznesowy takiego wydawnictwa opiera się na zarabianiu na niewiedzy autora, a nie rzeczywistej sprzedaży jego książek. Nie dość, że do kosztu druku danej publikacji (pokrywanego przez autora) dodawane są wysokie marże, to jeszcze, gdy autor sam aktywnie promuje swoją publikację i potrzebuje części wydrukowanego nakładu, musi go od takiego wydawnictwa odkupić – w tej samej cenie, co tradycyjni dystrybutorzy (około 50-60% ceny okładkowej).
Oznacza to, że autor taki płaci np. x razy 6 zł za druk każdego egzemplarza książki (wartego 3.40 zł), a następnie kolejnych 19.5 zł – 23.4 zł (przy cenie okładkowej 39 zł) za możliwość sprzedania go w trakcie zorganizowanego przez siebie spotkania autorskiego… Niestety przypadków autorów, którzy trafili pod skrzydła takich „wydawnictw” znam coraz więcej. Oczywiście, na rynku działają niezależne wydawnictwa i platformy „self-publishingowe”, które oferują świetnej jakości usługi w dobrych cenach, ale jest ich stosunkowo niewiele.
To właśnie przestrzeganie ludzi przed przekrętami jest jednym z głównych powodów, dla których rozpoczęłam projekt Przedsiębiorczy Autor. Podobne tematy będę tu poruszać częściej, zaglądaj więc regularnie, żeby w przyszłości móc wiedzieć, czy ktoś próbuje Ci pomóc, czy jedynie na Tobie zarobić.
5 thoughts on “Największa pułapka self-publishingu”
Bardzo ważny artykuł. Już kilkakrotnie „przejechałam się na wydawnictwach, które kazały zapłacić za wydanie, przeliczonych ilości egzemplarzy przez cenę okładkową, a potem „zapominały” zapłacić autorowi za sprzedaż jego książek przez kilka lat. Dlatego warto dzielić się informacjami na ten temat, jak optymalnie wydać samemu, nie płacąc za to drakońskich cen.
Dzięki za podzielenie się doświadczeniami, Ewa!
Przykro mi, że spotkało Cię coś podobnego i mam nadzieję, że dzięki Przedsiębiorczemu pomogę innym autorom ustrzec się przed kolejnymi takimi historiami.
Dzięki, będę uważał 🙂
I o to chodzi 🙂
Wydałam tomik w wydawnictwie, zapłaciłam 4500 ( na raty ) za książki, które chcieli znajomi musiałam zapłacić połowę ceny. Na dodatek niedawno zauważyłam,że mojego tomiku nigdzie nie ma. Dopiero po mojej interwencji książka ukazała się w księgarniach internetowych i na allegro. Teraz chce wydać drugi tomik, mówią bym znalazła sponsorów, wtedy za druk 500 egz. zapłacę 7000 zł. Chciałam już szukać sponsorów, ale cos mi tu sie nie podoba. Oni chyba faktycznie drukują na żądanie. Jestem bezradna i nie wiem co robić. Mam już materiał i stoję.