Tak w życiu, jak i w biznesie uważam spójność i autentyczność za jedne z największych wartości. Nic więc dziwnego, że w pracy z autorami podkreślam wagę pisania o tym, co nam bliskie i w sposób, który jest dla nas naturalny. Uważam to za konieczne na dwóch etapach procesu self-publishingowego: w trakcie tworzenia tekstu i promocji gotowej książki.
Przyzwyczajeni do podziału na niską i wysoką kulturę, mający dużo szacunku dla autorów i instruowani przez wydawnictwa, co jest warte wydania, a co nie, często mamy wrażenie, że żeby książka była wartościowa i zyskała uznanie czytelników, musi być napisana w jeden tylko konkretny sposób.
Sprawia to, że zamiast pisać tak, jakbyśmy opowiadali historię znajomym czy tłumaczyli coś komuś podczas spotkania na żywo, często piszemy teksty, w których silimy się na poważniejszy, dostojniejszy czy dojrzalszy ton. Z drugiej strony, czasem staramy się być na siłę zabawni lub bez potrzeby używamy zbyt kwiecistych wyrażeń tylko po to, by tekst wyglądał na bardziej literacki. Jeśli nie są to nasze naturalne sposoby wyrażania myśli i komunikacji, gubimy w tym naszą osobowość, i unikalne podejście do przedstawianego tematu1. Sprawiamy, że nas głos przestaje być naszym głosem.
Co może się stać, kiedy w procesie pisania zatracimy to, kim jesteśmy i co chcemy przekazać?
Kilka miesięcy temu trafiła do mnie na konsultacje osoba, która przymierzała się do opublikowania książki dotyczącej tematu szeroko poruszanego przez innych specjalistów z rynku, w którym pracowała. Zanim rozpoczęłyśmy naszą sesję, poprosiłam ją o przesłanie pliku z gotowym tekstem, żebym była w stanie sprawniej pomóc jej z zadaniem samodzielnego wydania książki.
Zaczęłam go czytać i po kilku minutach zauważyłam, że coś mi nie odpowiada w sposobie, w jaki tekst został napisany. Zupełnie nie pasował mi do wizji tego, co autor promuje i jak pracuje z innymi. W trakcie konsultacji postanowiłam więc spytać, co miał na myśli, pisząc swoją książkę.
Kiedy zaczęłam słuchać, jaki cel i jakie doświadczenia zachęciły autora do pracy nad tekstem, okazało się, że mówiliśmy o dwóch kompletnie różnych książkach! Ta, o której opowiadał mi autor była niezwykle wartościowa, wspierająca i oryginalna w swym podejściu. Ta, którą napisał, wywoływała we mnie kompletnie przeciwne skojarzenia. Gdy o tym wspomniałam, autor nagle uświadomił sobie, że zamiast pisać ją swoim głosem i czerpać ze swoich doświadczeń, przejął styl autorytetów już uznanych w tym temacie.
Oczywiście nie chodzi o to, że osoba ta nie była szczera w tym, co pisała lub że nagle przestała mieć dobro swoich czytelników na pierwszym planie. Jednak odejście od tonu wypowiedzi spójnego z tym, kim jest, sprawiło, że autor stracił wartość, którą chciał przekazać innym. Na etapie pisania tekstu, „spójność i autentyczność” oznaczają pisanie:
- tak, jak byśmy do kogoś mówili;
- tego, co i jak myślimy;
- w sposób, który samoistnie z nas wypływa.
Jednak potrzeba spójności i autentyczności nie kończy się w momencie ukończenia tekstu.
Tak naprawdę, często dopiero wtedy się pojawia.
Wiem, że wielu osobom sprzedaż i marketing źle się kojarzą. Nie czują się dobrze, musząc same zachwalać swoją książkę, czy sztucznie pompować przekazy płynące do potencjalnych czytelników. I nie dziwię się im.
Jako że jesteśmy nieustannie nakręcani historiami osób odnoszących sukcesy, zaczynamy w pewnym momencie wierzyć, że zaskarbimy sobie sympatię czytelników tylko i wyłącznie wtedy, gdy zawsze będziemy się przedstawiać w jak najlepszym świetle i pisać o swoich działaniach w samych superlatywach.
Sama w pewnym momencie dałam się wkręcić w ideę konieczności podbudowywania autorytetu swojego i moich książek na wyrost. Kiedyś zobaczyłam jednak jak autor, którego książka jeszcze nie ukazała się na rynku, promował ją jako „bestseller” i pozostawiło to we mnie tak duży niesmak, że odrzuciłam taki sposób działania.
Podczas gdy wszechobecne wytyczne agresywnego marketingu właśnie to nam nakazują – i owszem, są bardzo skuteczne, jeśli chodzi o sprzedaż naszych produktów – nie są jedynym wyjściem. Szczerze wierzę, że na dłuższą metę autentyczność w marketingu książki (czy innych produktów) wcale nie musi oznaczać gorszych wyników sprzedażowych.
Wracając do przykładu znajomego autora – dopóki któryś z czytelników lub obserwatorów nie zacznie na głos zadawać niewygodnych pytań („Jak książka może być bestsellerem, skoro nawet nie ma jej jeszcze w sprzedaży…?”), prawdopodobnie wszystko będzie się pięknie kręcić. Co się jednak wydarzy, gdy ktoś te pytania zacznie zadawać?
Inny przykład, tym razem nie z rynku self-publishingu, a organizacji konferencji. Zgłosili się do mnie organizatorzy wydarzenia z zapytaniem o możliwość zatrudnienia mnie jako mówcy. Ustaliliśmy szczegóły, potwierdziliśmy wysokość wynagrodzenia, a ja wpisałam sobie datę w kalendarz. Na FB zostało utworzone wydarzenie, na którym publikowano aktualizacje związane z konferencją. Na kilka tygodni przed jej terminem, pojawiła się informacja, że już prawie wszystkie miejsca zostały wyprzedane, więc organizatorzy zachęcali niezdecydowanych do jak najszybszego zakupu biletów. Na kilka dni przed konferencją dostałam wiadomość, w której poinformowano mnie, że konferencja zostaje przeniesiona… z powodu zbyt małej liczby sprzedanych biletów. Jak myślicie, ile zaufania mam teraz do organizatorów i czy będę ich lub ich wydarzenia polecać w przyszłości?
W świecie manipulacji emocjami, nakręcania sprzedaży za wszelką cenę i opakowywania g… w złoty papierek, spójność i autentyczność są tym, co pomoże wyróżnić się nam z tłumu. Pozwoli nam na zbudowanie pełnej zaufania relacji z odbiorcami i umożliwi im utożsamienie się z nami i naszą historią.
- Pisanie głosem spójnym z tym, kim jesteśmy i jak się komunikujemy nie oznacza, że mamy nie poddać tekstu profesjonalnej redakcji i korekcie. Dobrzy redaktorzy nie będą ingerować w ton naszej wypowiedzi, a jedynie pomogą nam w bezbłędnym i zgrabnym wyrażaniu myśli. Poprawność językowa przede wszystkim! ↩